Skocz do zawartości

Raven nadaje


Raven2156

Rekomendowane odpowiedzi

Tez mi sie czasem zdaje, ze w 2018 wszyscy znaja angielski.

 

W Polsce szczerze mówiąc z językiem angielskim nie jest jeszcze tak źle. Każdy coś tam wyduka w stylu "Kali chcieć jeść", ale obcokrajowiec będzie w stanie go w mniejszym czy w większym stopniu zrozumieć.

 

Na zachodzie już tak kolorowo nie jest. Będąc na wakacjach w Hiszpanii wielokrotnie spotkałem się z tym (dodam, że była to miejscowość turystyczna więc obcokrajowców przewija się tam bardzo dużo), że młode osoby, które chodzą lub dopiero co skończyły szkoły i dorabiają sobie w wakacje w McD na pytanie "Do you speak english?", kiwały głową na boki zaprzeczając i trzeba było zamawiać "po migowemu".

 

We Francji jest podobnie z tą różnicą, że Francuzi po prostu nie lubią mówić po angielsku (choć często też nie potrafią) i są przekonani, że skoro przyjeżdżasz do Francji to powinieneś umieć mówić po francusku.

Edytowane przez Raven2156
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Polsce szczerze mówiąc z językiem angielskim nie jest jeszcze tak źle. Każdy coś tam wyduka w stylu "Kali chcieć jeść", ale obcokrajowiec będzie w stanie go w mniejszym czy w większym stopniu zrozumieć.

 

Na zachodzie już tak kolorowo nie jest. Będąc na wakacjach w Hiszpanii wielokrotnie spotkałem się z tym (dodam, że była to miejscowość turystyczna więc obcokrajowców przewija się tam bardzo dużo), że młode osoby, które chodzą lub dopiero co skończyły szkoły i dorabiają sobie w wakacje w McD na pytanie "Do you speak english?", kiwały głową na boki zaprzeczając i trzeba było zamawiać "po migowemu".

 

We Francji jest podobnie z tą różnicą, że Francuzi po prostu nie lubią mówić po angielsku (choć często też nie potrafią) i są przekonani, że skoro przyjeżdżasz do Francji to powinieneś umieć mówić po francusku.

Z kolei mieszkajac pol roku w Danii w miescinie z 10k mieszkancow przez caly ten czas spotkalem DWIE osoby z ktorymi sie nie dogadalem po angielsku (baba w lumpeksie i jakis stary robotnik).

 

Wiec generalnie zachodu tez nie ma co generalizowac ;)

Edytowane przez julekstep
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z kolei mieszkajac pol roku w Danii w miescinie z 10k mieszkancow przez caly ten czas spotkalem DWIE osoby z ktorymi sie nie dogadalem (baba w lumpeksie i jakis stary robotnik).

 

Wiec generalnie zachodu tez nie ma co generalizowac ;)

 

To akurat prawda. Ogólnie kraje skandynawskie stoją na bardzo wysokim poziomie jeśli chodzi o naukę języka w szkołach. Zauważyłem też, że osoby pochodzące z tych właśnie krajów mają bardzo dobry angielski akcent, który czasem trudno odróżnić od native speakerów.

 

Niemcy też mówią bardzo dobrze.

 

Nie ma co generalizować, bo wiadomo we Francji czy w Hiszpanii również znajdziemy osoby, które mówią bardzo dobrze ale znalezienie ich będzie trudniejsze niż np. w krajach wymienionych wcześniej.

Edytowane przez Raven2156
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To akurat prawda. Ogólnie kraje skandynawskie stoją na bardzo wysokim poziomie jeśli chodzi o naukę języka w szkołach. Zauważyłem też, że osoby pochodzące z tych właśnie krajów mają bardzo dobry angielski akcent, który czasem trudno odróżnić od native speakerów.

 

Niemcy też mówią bardzo dobrze.

 

Nie ma co generalizować, bo wiadomo we Francji czy w Hiszpanii również znajdziemy osoby, które mówią bardzo dobrze ale znalezienie ich będzie trudniejsze niż np. w krajach wymienionych wcześniej.

Co do deutschlisha to sie nie zgodze :D

 

Co do skandynawii to oni maja o tyle latwo ze taki dunski to dla mnie bylo combo angielskiego wlasnie (gramatyka prawie ta sama) niemieckiego i pojebanej wymowy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z kolei mieszkajac pol roku w Danii w miescinie z 10k mieszkancow przez caly ten czas spotkalem DWIE osoby z ktorymi sie nie dogadalem po angielsku (baba w lumpeksie i jakis stary robotnik).

 

Wiec generalnie zachodu tez nie ma co generalizowac ;)

Dania to północ raczej niż zachód :peaceful:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do deutschlisha to sie nie zgodze :grin:

 

Co do skandynawii to oni maja o tyle latwo ze taki dunski to dla mnie bylo combo angielskiego wlasnie (gramatyka prawie ta sama) niemieckiego i pojebanej wymowy.

 

W Niemczech nie jest tak dobrze jak w Skandynawii ale zaskakuje sam fakt, że tam osoby 50lat+ często potrafią mówić po angielsku co w Polsce byłoby nie lada zaskoczeniem.

 

No właśnie tak myślałem, że kraje Skandynawskie i ich języki muszą mieć coś wspólnego z angielskim. Nie znam do końca historii rozpowszechniania ich języków ale angielski musiał gdzieś tam zahaczyć. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To Hiszpania to poludnie :tongue:

 

Wiadomo o co chodzi :smile:

I zaczynasz widze w końcu rozumieć

 

Północ Europy ma badzo dobra edukację i tam intensywnośc nauki języka była zawsze mega silna. Plus te kraje nie maja jakiegos poronionego patriotyzmu i jako protestanci sa praktykami więc uczą sie angielskiego czy niemieckiego

 

Do tej grupy kulturowo zalicza się tez Holandie i ci choć niderlandzki to tak naprawdę twadszy niemiecki świetnie mówia po angielsku

 

Potem kulturowo jest katolickie południe gdzie każdy widzi tylko czubek własnego nosa i nigdzie się nie włada dobze angielskim ( z wyjątkiem może Lombardii czy Piemontu ale dla Włochów to nie są prawdziwe Włochy tylko jakaś niemiecka enklawa)

 

Polakom jest bliżej do Niemców gdyż my i oni dużo eksportujemy a tu bez języków ani rusz. Ale są rejony Polski gdzie jest z tym nadal słabo ( tak jak w dawnym NRD trudno sie porozumieć po angielsku)

 

A co do samego pisania Ravena - no akurat takie suche przetłumaczenie bez głebszej analizy jest średnio dobre. Zwłaszcza po takim meczu nr 4 gdzie sędziowie na siłe dopychali Boston. Sytuacje takie gdzie Baynes wyskakuje z łokciem w łopatki Giannisa i sędziowie nie reagują były norma w tym meczu

 

Jesli chcesz tłumaczyć co ciekawsze wywiady to dobrze jakby to było połączone z czymś więcej . Bo jednak część już czytałą ten wywiad w oryginale a druga część będzie ci zarzucać że idziesz na łatwiznę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I zaczynasz widze w końcu rozumieć

 

Północ Europy ma badzo dobra edukację i tam intensywnośc nauki języka była zawsze mega silna. Plus te kraje nie maja jakiegos poronionego patriotyzmu i jako protestanci sa praktykami więc uczą sie angielskiego czy niemieckiego

 

Do tej grupy kulturowo zalicza się tez Holandie i ci choć niderlandzki to tak naprawdę twadszy niemiecki świetnie mówia po angielsku

 

Oj utrudniasz utrudniasz.

 

Jakies patriotyzmy, religie itepe. lol. Po co?

 

Przeciez to logiczne ze osobom mowiacym w jednym jezyku germanskim latwiej jest nauczyc sie drugiego jezyka germanskiego.

 

Szczegolnie latwo skandynawom bo jezyki skandynawskie jak i jezyk angielski to "uproszczone jezyki germanskie" (bez takich pierdol jak deklinacja itepe).

 

U nas ponoc enkalawa "poronionego patriotyzmu" a jezykowo jest duzo lepiej niz w swiatlej i egalitarnej Francji.

 

Aha - jakbym mial podejscie do flagi jak dunczycy to nasze swiatle oszolomy pewnie nazwalyby mnie faszysta :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U nas ponoc enkalawa "poronionego patriotyzmu" a jezykowo jest duzo lepiej niz w swiatlej i egalitarnej Francji.

 

Aha - jakbym mial podejscie do flagi jak dunczycy to nasze swiatle oszolomy pewnie nazwalyby mnie faszysta :grin:

 

Taka prawda. Niestety w tym kraju na zbyt dużo pozwoliliśmy środowiskom lewicowym, antifie i innym oszołomom, przez co niektórzy normalni ludzie wstydzą się przyznawać do bycia patriotami czy nacjonalistami. No, ale to temat chyba do wątku o polityce...

Edytowane przez jamalcegłacrawford
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam inne pytanie. Czy wszystkie strony poświęcone NBA mają być tak niszowe jak airball? 20000 znaków raz na 2 tygodnie? Dobrego tekstu, ale nie do przejścia dla Janusza?

 

 

Inne pytanie - polecicie takie stronki? Tekst, raczej dłuższy, może być po angielsku. Powiedzmy minimum w stylu Lowe’a. Podcasty odpadają, więc większość Airballa obecnie też. Aczkolwiek bardziej interesuje mnie treść niż rozwleczone barwne porównania. Twórczość Ravena - jak dla mnie oczywiście - też odpada, te dłuższe teksty dla mnie są za krótkie ;)

 

Przepraszam za off topic i mam nadzieję bez urazy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 miesięcy temu...

Cześć wszystkim!

Miałem sporą przerwę z jakimkolwiek pisaniem tekstów, bo musiałem ogarnąć studia, ale teraz kiedy wszystko się już wyprostowało, a nowy sezon zbliża się wielkimi krokami stwierdziłem, że grzechem będzie jak nic nie napiszę. :)

Stąd narodził się pomysł aby napisać historię pewnej drużyny. Historię w której mam nadzieję, że każdy z was znajdzie coś czego dotąd nie wiedział. Historię która będzie potrafiła choć trochę zaskoczyć największych fanów tej organizacji. Przed państwem:

"Historia Toronto Raptors"

 

HVsNZeo.jpg

Pewnie wielu z was pamięta 1995 rok i rozszerzenie NBA które w tym właśnie roku miało miejsce. Nie było w tym nic dziwnego - Kanada od dawna chciała mieć w NBA swoich przedstawicieli i tym samym możliwość konkurowania z kolegami z południa w najlepszej koszykarskiej lidze świata.

Zanim jednak o tym opowiem cofnijmy się niespełna 50 lat wstecz - do lat 40'tych XX wieku, a dokładnie do dnia 1 Listopada 1946 roku. To właśnie wtedy w hali Maple Leaf Gardens (ówczesna hala drużyny NHL Toronto Maple Leafs) miał miejsce pierwszy oficjalny mecz koszykówki w którym udział wzięła drużyna z Kanady. Huskies (bo tak nazywała się drużyna z Toronto) podejmowali New York Knickerbockers jednak cały mecz zakończył się sromotną porażką. Jasnym było, że w tamtych czasach w Kanadzie dojrzewał profesjonalny hokej i to właśnie on przyciągał największą uwagę widowni, a koszykówka stała gdzieś w cieniu na dużo dalszym planie. Nic dziwnego, że Huskies zakończyli sezon z wynikiem 22 wygranych i aż 38 przegranych, gdy na meczach "w domu" nie mogli liczyć na doping kanadyjczyków, bo hale świeciły pustkami (drużyna zanotowała najniższą oglądalność w lidze), a na wyjeździe zostawali dosłownie miażdżeni przez głośną (jak na tamte czasy) wrzawę na trybunach wywołaną przez amerykańskich kibiców.

Władze, inwestorzy jak i zawodnicy drużyny z Toronto po nieudanym sezonie i brakiem wsparcia wśród kibiców nie widzieli sensu dalszego inwestowania i utrzymywania drużyny w Kanadzie i po ich jedynym w historii sezonie latem 1947 roku Huskies zostali oficjalnie rozwiązani.

Po tym wydarzeniu przez wiele, wiele lat nikt nie myślał nawet o próbie przywrócenia koszykówki do kraju "syropem klonowym płynącego". Pojawiały się małe przesłanki ku temu jak choćby to, że oddalone o około 160km Buffalo i ich Braves rozegrali w ciągu 4 sezonów (1971-1975) łacznie 16 oficjalnych meczy w Toronto właśnie w hali Maple Leaf Gardens. Niestety nie przyniosło to zamierzonego efektu i lata 70'te to wciąż nie był dobry czas by spróbować "zarazić" kanadyjczyków sportem z południa. Oni wciąż zamiast "piłka" woleli mówić "krążek", a siatki zawieszać nisko przy ziemi niż fatygować się na wysokości około 3 metrów.

Przełom nastąpił w Lipcu 1993 gdy komisja do spraw rozszerzenia NBA przyjechała do Toronto celem wysłuchania tego co mają do zaoferowania ich koledzy z północy. Został im przedstawiony świetny plan umieszczenia hali w samym centrum miasta w pobliżu jednej z linii metra co ostatecznie skłoniło komisję do podjęcia decyzji i oficjalnie w dniu 30 Września 1993 ogłosili, że od sezonu 1995-96 w Toronto (za rekordową jak na tamte czasy opłatą 125 milionów dolarów) pojawi się 28'ma drużyna NBA. Nie było jeszcze tylko wtedy wiadomo jaka..

W 1994 roku władze organizacji stwierdziły by to niedoszli fani zdecydowali o tym jak ostatecznie drużyna zostanie nazwana. Zaproponowali 10 nazw: Beavers, Bobcats, Dragons, Grizzlies, Hogs, Scorpions, T-Rex, Tarantulas, Terriers and Raptors i to właśnie z nich kibice musieli wybrać tą jedyną. Jako, że rok wcześniej (w 1993 roku) swoją premierę miał świetny i bardzo dochodowy film "Jurassic Park", który miał ogromną rzeszę fanów na całym świecie (również w Kanadzie) to właśnie na czujne, szybkie i krwiożercze Raptory padł wybór i tak o to narodziła się nowa drużyna - Toronto Raptors.

W maju 1994 przedstawiciele Raptors w ogólnodostępnej kanadyjskiej telewizji potwierdzili, że to właśnie tak będzie nazywała się drużyna, a kilka dni później odsłonili oficjalne logo, które przedstawiało drapieżnego raptora kozłującego piłkę. Kolory na jakie postawiono to fioletowy, czerwony, czarny, oraz (jak zostało to nazwane) "Naismith silver" w celu uhonorowania kanadyjczyka Jamesa Naismitha, który w 1891 roku wymyślił zasady gry w koszykówkę.

Nadszedł w końcu upragniony sezon 1995-'96 w którym liga została oficjalnie powiększona o 2 nowe zespoły. Oprócz debiutującego Toronto swoją szansę na stworzenie nowej organizacji w NBA zauważyli również przedstawiciele innego kanadyjskiego miasta (oddalonego o ponad 4 tysiące kilometrów) Vancouver. Kilka miesięcy wcześniej odbył się NBA Draft, gdzie Vancouver, oraz Toronto wybierały kolejno z 6 i 7 numerem w pierwszej rundzie. Jak wiadomo są to stosunkowo wysokie lokaty i mimo, że w tym roku zostały wybierane gwiazdy takie jak Kevin Garnett, Jerry Stackhouse, czy Joe Smith to oczy wszystkich fanów koszykówki były zwrócone w stronę Kanady bacznie obserwując to jak obie drużyny "wystartują". Grizzlies wybierający z szóstym numerem postawili na Bryanta Reevesa (który juz po 6 latach musiał przedwcześnie zakończyć karierę ze względu na problemy z plecami), natomiast z siódmym numerem do Raptors trafił niejaki Damon Stoudamire, który okazał się być silnym wzmocnieniem dla ekipy z Ontario. W swoim pierwszym sezonie uzyskał średnio 19 punktów i 9,3 asysty. Do niego również należy rekord największej ilości zdobytych trójek jako Rookie w NBA (zza łuku trafił aż 133 razy). Tym samym uzyskał tytuł NBA Rookie of the Year i do tej pory jest to najniższy zawodnik z tym wyróznieniem (Damon ma 1,78m).

Z sezonu na sezon jasnym było, że obie drużyny dążą do tego samego - do sprowadzenia Playoffs do Kanady. Chyba nic nie oddaje tak bardzo koszykarskich emocji jak właśnie Post Season w NBA i fani z Kanady chcieli się o tym przekonać jak najszybciej na "własnej skórze". Niestety fani w Vancouver nie doczekali się tego nigdy, bo Grizzlies po raz pierwszy pojawili się w Playoffs dopiero w sezonie 2003-'04 czyli dokładnie w 3 sezonie po przeniesieniu organizacji do Memphis. Jeżeli chodzi o Raptors to im udało się to już w ich piątym sezonie, a to wszystko za sprawą Draftu, który odbył się w 1998. Ekipie z Toronto udało się pozyskać wybranego z piątym numerem przez Golden State Warriors Vince'a Cartera który na stałe wpisał się w karty historii jako jeden z najlepszych zawodników w historii. Carter (tak samo jak Stoudamire) otrzymał w swoim pierwszym sezonie nagrodę Rookie of the Year.

Wracając do Playoffs. W swoim pierwszym występie w Post Season Toronto srogo przegrało (z dużo bardziej doświadczonymi Knicks) 0:3, by rok później (za sprawą m.in. wcześniej wspominanego Cartera) pokonać ich niespodziewanie w pierwszej rundzie 3:2. Była to nie lada niespodzianka tym bardziej, że drużyna z Toronto wcale nie miała zamiaru się "zatrzymać". O mały włos w półfinale konferencji nie rozprawili się z dominującymi w tamtym czasie Sixers (przegrywając ostatecznie 3:4), w których skład wchodziły takie gwiazdy jak Allen Iverson, czy Dikembe Mutombo.

Niestety w roku 2002 organizacja Raptors zaczęłą mocno słabnąć. Pojawiały się liczne kontuzje - zdobywając tym samym niechlubny rekord NBA związany z nie posiadaniem 12 "zdrowych" zawodników, których musieli wystawić do meczu. Gwiazdy takie jak Vince Carter, czy Antonio Davis opuszczają ponad połowe wszystkich meczy, a tym samym strącają całą drużynę na dno, która notuje na koniec sezonu regularnego bilans 24-58.

W 2003 roku NBA Draft znów był przychylny kanadyczyjkom, ponieważ z czwartym numerem trafił do nich świetny Chris Bosh, który świetnie wzmocnił drużynę, jednak nie było to wystarczający "upgrade" by móc walczyć o Playoffs. Kontuzje nadal stanowiły ogromny problem, a Carter mimo, że dominował w wielu statystykach to nie był w stanie "sam dokonać cudu" - brakowało mu kolegów z którymi kiedyś grał w Playoffach.

Rok później po zatrudnieniu Roba Babcocka na stanowisko Dyrektora Generalnego, oraz Sama Mitchella jako trenera pojawiło się widoczne światełko w tunelu dla całej organizacji. Raptors weszli w fazę szeroko pojętej odbudowy, jednak "Projekt Rafael Araujo" nie wypalił, a jak się później okazało handlowanie Carterem pod odbudowę składu "od nowa" było beznadziejnym pomysłem.

Prawdziwe zmiany zaczęły być widocznie dopiero w 2006 roku kiedy Dyrektorem Generalnym został Bryan Colangelo. Można powiedzieć, że wszedł do drużyny "z hukiem" wybierając w drafcie Andreę Bargnianiego natychmiast przystępując do prac nad przebudową całego składu. Po zmianie dyrektora generalnego Raptors zanotowali ogromny skok jakości zwiększając liczbę zwycięstw (w porównaniu do poprzedniego sezonu) aż o 20 wygrywając 47 meczy co było jednoznaczne z tym, że do Kanady znów powrócą Playoffs. Niestety jak na ironię już w pierwszej rundzie przyszło im się zmierzyć z Vincem Carterem i jego nową silną drużyną New Jersey Nets ostatecznie przegrywając z nimi 2:4.

Posiadając w składzie Chrisa Bosha Toronto wciąż było zdolne by trafić do Playoffs rok później, lecz pierwsza runda (po porażce z Magic 1:4) to było o wiele za mało - kibice oczekiwali dużo więcej. Colangelo próbował różnych rotacji w składzie sięgając po weteranów takich jak Rudy Gay, czy Jermain O'Neal jednak nic nie działało tak jak powinno. W następnych pięciu sezonach Raptors notowali stosunek zwycięstw do porażek ponizej 0.500 co spodowało, że w 2010 roku Chris Bosh ostatecznie opuścił Toronto i udał się do dużo cieplejszego Miami by dołączyć do LeBrona Jamesa i Dwyane'a Wade'a pomagając im budować potęgę (jak się miało okazać) jaką stawało się Heat.

Kilka lat później dyrektorem generalnym został Masai Ujiri, a jego pierwszym śmiałym posunięciem była wymiana Andrei Bargnianiego, a wkrótce później Rudego Gay'a. Po takich ruchach zarówno media, jak i fani byli jednogłośni - drużyna dąży do jak najgorszego bilansu celem pozyskania lepszych zawodników w przyszłych draftach. Ku zaskoczeniu tak się jednak nie stało, bo w sezonie 2013-'14 Raptors zanotowali rekordową dla organizację liczbę wygranych meczy w sezonie zasadniczym wygrywając aż 48 meczy, a przegrywając 34. W pierwszej rundzie zmuszeni byli znów zmierzyć się z Nets (tym razem była to drużyna przeniesiona juz na Brooklyn) przegrywając ostatecznie po zaciętej walce 3:4. Już wtedy jasnym było, że Toronto wraca na właściwe tory i przed nimi pojawia się świetlana przyszłość.

Drugi sezon z rzędu Toronto trafiają do Playoffs (zwiększając wcześniejszy rekord do 49 wygranych) jednak znów odpadają w pierwszej rundzie ulegając Wizards 0:4. To była ogromna niespodzianka i mimo, że gracze z Kanady zagrali świetny sezon zasadniczy to w Post Seasonie znów coś "nie trybiło" i zadaniem Ujiri'ego było dowiedzieć się co.

Aby ulepszyć obronę drużyny Ujiri sprowadził DeMarcusa Carolla, oraz centra Bismacka Biyombo. W połączeniu z DeRozanem i Lowry'm był to istny strzał w dziesiątkę. Drużyna zaczęłą funkcjonować jak najlepszy szwajcarski zegarek i każdy pokładał w nich ogromne nadzieje. Sezon 2015-'16 rozpoczął się dla Toronto wyśmienicie, bo wygrali 5 meczy z rzędu, a na koniec sezonu zanotowali czwarty najlepszy w historii (wówczas) rekord ligi w liczbie wygranych meczy w sezonie zasadniczym zwyciężając aż 56 razy. Był to ich najlepszy sezon w historii, bo przez Playoffs przeliecieli "jak burza" pokonując najpierw w pierwszej rundzie 4:3 Pacers, a następnie 4:3 Heat i tym samym trafili po raz pierwszy w historii organizacji do Finału Konferencji. Tam na ich nie szczęście spotkali się z tegorocznymi przyszłymi mistrzami NBA Cleveland Cavaliers ze świetnym i dominującym LeBronem Jamesem w składzie. Mimo dwóch ciężkich i męczących 7-meczowych serii Toronto postawili się zawodnikom z Ohio urywając aż 2 mecze i ostatecznie przegrywając 2:4.

Tak o to docieramy do czasów nam współczesnych gdzie Raptors przez 2 kolejne sezony utrzymywali równie świetną formę niestety nie udało im się już powtórzyć rekordu z 2016 roku ulegając zawsze w drugiej rundzie Cavs 0:4.

A jak ma się przyszłość Raptors? Moim zdaniem Toronto są wciąż jedną z najsilniejszych drużyn zarówno na Wschodzie jak i w całej lidze. Pewnym jest, że na pewno będą walczyć o wysokie lokaty w konferencji, a z powodu transferu LeBrona do Lakers i ogólnego osłabienia organizacji z Cleveland droga do wielkiego finału stoi na wschodzie otworem. Oprócz silnych Celtics, czy Sixers to właśnie Raptors są jedną z drużyn, która będzie miała wielką okazję o ten finał walczyć. W składzie nie zobaczymy już DeRozana, a na jego miejsce wskoczył Leonard. Osobiście nie mogę się doczekać nadchodzącego sezonu i jestem pewien, że nie tylko ja będę bacznie śledził poczynania kanadyjskich Raptorów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.