I dalej uważam, że to zły trener, który nie pozbędzie się swoich naleciałości. Pochwaliłem go za to, że ogrywa właściwych ludzi czyli Barretta i Robinsona, a nie zawraca sobie głowę kimś rodzaju DSJ. Ludzie z tego co czytam stoją w rozkroku nad oceną jego pracy, bo z jednej strony potrafi zmotywować ludzi do grania na 100% i zapieprzania w obronie, co daje wynik ponad stan, ale po drugiej stronie jeziora są głosy niezadowolenia, że dalej koszmarny Payton startuje zamiast grać Quickley'em (czyli miłość do weteranów over młodych graczy) + porąbane minuty dla Baretta i Randla, który gra basket życia (dalej twierdzę, że robi to po nowy kontrakt) kiedy ma do dyspozycji Toppina, czyli rzekoma przyszłość tej organizacji, to gra nim po 15 minut.
Ale niech nabiera doświadczenia. Czy ja mu tego zabraniam? Dla mnie w obecnej chwili jego styl gry nie różni się zbytnio od tego, co pokazywał Trier w swoim pierwszym sezonie. Niech nabierze ogłady na piłce i z czasem wygryzie wapno Paytona i Riversa z rotacji, o ile za chwilę nie sprowadzą mu Rose'a.
Bawi mnie tylko ten hype, który jest na jego temat. Wasze komentarze tylko to potwierdzają, że złego słowa nie można na niego powiedzieć. Dla mnie to nic więcej niż zwykły role player, a walka o jego dobre imię jest tak zażarta, jakby to miał być jakiś przyszły superstar. I nie mówię tylko o kibicach, którzy mają tendencję do wyolbrzymiania (np: zestawienie jego PER36 z Tylerem Herro i jaranie się, że jest w kilku statystykach lepszy) ale i o dziennikarzach coverujacych Knicks, którym też udziela się ten cały hype, albo (żart) Calipari płaci im za to
A prawda jest taka, że jak ktoś maiłaby być wzniesiony na piedestał za trwający sezon, to RJ Barrett, bo gra bardzo dobrze.