Skocz do zawartości

starycap

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia starycap

Rookie

Rookie (2/14)

  • First Post
  • Reacting Well
  • Week One Done
  • One Month Later
  • One Year In

Najnowsze odznaki

14

Reputacja

  1. Wiadomo, że to tylko preseason, ale Patrick McCaw sprawia naprawdę obiecujące wrażenie. Powoli zaczynam się jarać .
  2. starycap

    San Antonio Spurs 2016/2017

    Tak to prawda, gdyby Durant teraz nie przyszedł to musieliby m.in podpisać Barnes'a za maxa i nie byliby w stanie za rok wygenerować już takiej cap space. Dla GSW to było teraz albo nigdy, zresztą przygotowywali się do tego ruchu od co najmniej dwóch lat. Swoją drogą nie wiem co mnie bardziej cieszy, to że Durant przyszedł czy to, że GSW nie musieli dawać tego maxa Barnes'owi. Hmm, chyba jednak to pierwsze .
  3. A co do GSW to można by przywołać takie powiedzenie o tym jak pycha kroczy przed upadkiem...
  4. Haha Być może Cie zaskoczę, ale uznaję. Wyraziłem się nieprecyzyjnie a moje domniemanie, że mimo to mogę zostać właściwie zrozumiany okazało się mylne, co w sumie jednak nie powinno mnie dziwić skoro obserwuje to forum od pewnego czasu. A zatem korekta: fani GSW długo czekali na swoje ostatnie mistrzostwo. Mam nadzieję, że teraz już wiadomo co miałem na myśli?
  5. Gratulacje dla Cleveland, zasłużyli na to mistrzostwo i pomimo smutku, jaki odczuwam jako fan GSW, to widok ich radości w jakiś paradoksalny sposób mnie pociesza. Fani Golden długo czekali na mistrza, ale Cavaliers jeszcze dłużej, więc rozumiem ich euforie z tą drobną nadzieją, że za rok role się odwrócą .
  6. Kevin Durant: "I knew the league was going to let him play, or fine him, or upgrade him to a Flagrant 2. We all knew that was going to happen. The league is about business, man..."
  7. Witam kolejny wybudzony z hibernacji melduje swoją obecność. Czytam forum od pewnego czasu i dotąd nie czułem jakiejś przesadnie naglącej potrzeby by się wypowiadać, ale dziś chciałbym dać wyraz surrealistycznemu uczuciu jakie odczuwam od pewnego czasu w związku z GSW, a które dziś osiągnęło dotychczasowe apogeum. Otóż dla kogoś, kto kibicować Warriors zaczął na początku lat 90-tych, to co teraz się dzieje, to jak gra i jakie wyniki osiąga ten zespół to jest jakaś totalna abstrakcja, coś tak niespodziewanego, że czasami zastanawiam wręcz czy to się dzieje naprawdę. Wyjaśnię od razu, że nie jestem jakimś die-hard fanem. Po prostu na początku lat 90 tych w Polsce trudno było się koszykówką nie zainteresować. Moda w Polsce na NBA była jednym z przejawów zachłyśnięcia się Ameryką związanym z nagłym otwarciem się na Zachód po zmianie ustrojowej. Oczywiście modzie tej nie przeszkadzało, iż NBA przeżywała wtedy swoje złote lata a Lakers Magica, Bad Boys z Detroit, Chicago Bulls i inni czynili te ligę niesamowicie barwną i interesującą. Barwną zresztą jak prawie wszystko co przychodziło wtedy z Zachodu na tle szarej polskiej rzeczywistości. Moda ta sprawiła, że nagle zamiast grać w gałe, po lekcjach lub na wf-e, grało się w kosza, a niemal każdy czuł się zobligowany by mieć swój ulubiony zespół i/lub zawodników w NBA. Ponieważ zwykłem być osobnikiem raczej przekornym wybranie Chicago, Lakers, Phoenix lub Knicks, najpopularniejszych wtedy w moim otoczeniu zespołów, później doszło jeszcze Sonics, nie wchodziło w gre. Upatrzyłem sobie inną ekipę, o działającej na wyobraźnie nazwie i całkiem ciekawych, jak się wtedy zdawało, perspektywach. GSW napędzani triem TMC plus Marciulionis, pod wodzą Dona Nelsona, zdawali się być nową, rosnącą siłą NBA, a co najważniejsze wtedy dla mnie, poza fantazyjną nazwą, zdawali się grać fantazyjną koszykówkę, inną niż reszta ligi. Nastawioną bardziej na szybkość niż siłę, na "rozciąganie podłogi", granie szeroko, na slash-and-kick, co mnie akurat, choć wiedzę o tym czerpałem głównie z relacji prasowych, bardzo odpowiadało. Do pełni szczęścia i sukcesów miało im brakować tylko dobrego "wysokiego". Jakże niewiele wtedy wiedziałem o historii moich nowych ulubieńców. Byc może zastanowiłbym się dwa razy nad swoim wyborem gdybym wcześniej dowiedział się, że GSW to organizacja, która wybrała w drafcie Purvisa Shorta przed Larrym Bird'em, a niedługo potem wymieniła Roberta Parisha i pick, z którym Boston wybrał Kevina McHale'a na dwa picki, przeznaczone potem na takie sławy jak Joe Barry Carroll i Rickey Brown. Krótko mówiąc, nie zdawałem sobie sprawy, że nad GSW ciąży klątwa. Niezależnie jaką decyzję by podjeli, okazywała się prawie zawsze zła. Wybory w drafcie, wymiany, wszystko szło nie tak i miałem się bardzo szybko o tym przekonać. Pierwszym ciosem było rozbicie TMC poprzez oddanie Richmonda za ślamazarnego Billy Ovensa w odwiecznym (tzn od czasów oddania Bostonowi Parish'a) dobrego wysokiego. Potem było już tylko gorzej. Nie będę wymieniał tu teraz wszystkich błędnych decyzji czy też nieszczęść, które z nieuchronną regularnością spadały na GSW. Kto chce znajdzie na pewno artykuły na ten temat skrzętnie rozliczające te długie dekady pecha i pomyłek. Faktem jest, że ze względu na powyższe mój początkowy entuzjazm i rozbudzone nadzieję stygły coraz bardziej a z czasem zupełnie się rozwiały. Warriors stali się pariasem ligi, zespołem na którym łatwo było zdobyć wygraną, organizacją dla której playoffy to były co roku za wysokie progi, a wybory w drafcie zamiast ten stan odmienić przynosiły tylko kolejne rozczarowania. W tej sytuacji obserwowałem Warriors i NBA z daleka. Nie przerzuciłem się na inny zespół, po prostu nie angażowałem się, sprawdzając od czasu wyniki i tabele by z rezygnacją stwierdzić, że nic się nie zmienia. Krótkotrwałe ożywienie przeżyłem w 2007 ze względu na "We Believe". Przez moment było inaczej, ale po początkowej euforii fani GSW szybko zostali sprowadzeni na ziemie. Kto mógł przypuszczać, że za dwa lata dojdzie do wydarzenia które, obok późniejszej zmiany właścicieli, odmieni diametralnie losy tej organizacji. Mam na myśli wybór w drafcie Curry'ego. Co było potem z grubsza wszyscy wiedzą. Trochę to potrwało, Steph zaliczył pare sezonów w tym kalekim zespole, ale był w nim gdy dokonała się zmiana właścicieli a wraz z nią przebudowie uległ zespół i cała organizacja, dzięki czemu powstało to zjawisko, z którym teraz mamy do czynienia. Tak więc tak jak napisałem wcześniej, przeżywam teraz sen na jawie. Poprzedni sezon był już bajkowy a to co dzieję się teraz nie mieści się wręcz w głowie. Nigdy bym nie pomyślał, że po latach przegrywania, poniewierania się po dnie, po Webberze-uciekinierze i Latrellu-dusicielu, przyjdą czasy gdy to Warriors właśnie poprawią rekord wygranych w sezonie regularnym, ustanowiony, przez nietykalnych i nieosiągalnych Bulls. Że ta organizacja wejdzie na taki poziom, który pozwoli im się zmierzyć z legendą. Jakby ktoś mi powiedział, że przyjdą czasy gdy będzie się porównywać Warriors z Bullsami, a lidera GSW z Jordanem i zastanawiać kto by z kim wygrał, to bym go wyśmiał. A to się dzieje, jak sądzę, naprawdę. Osobiście uważam te porównania za przedwczesne, napędzane po części potrzebą kontentu w mediach jak i rozbuchaną możliwością wymieniania i wyrażania opinii w necie, na forach, portalach, mediach społecznościowych etc. Odmienne epoki, przepisy, całe otoczenie społeczne. Na razie, jeśli już, możemy zestawiać ze sobą pojedyncze sezony. Na całościowe porównania przyjdzie czas na końcu. Na razie to dopiero, mam nadzieję, początek. Sorry za rozbudowaną formę i za patos który się wkradł pod koniec, ale serio, ciężko przed nim uciec. To tak jakby ziściło się, że ostatni będą pierwszymi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.