Mecz całkiem okej, Lakers grali na wysokim poziomie po obu stonach parkietu. Zakomity Rondo, świetny KCP, bardzo dobry LBJ, solidny AD i taki cichy bohater, może kosmicznych cyferek nie zrobił, ale zawsze oddziałuje na grę na wiele sposobów na plus, podejmując proste ale właściwe decyzje, czyli Caruso.
Może kilka słów o tegorocznym FMVP. Jak spojrzymy na jego statystyki (poniżej), to na tym właśnie jego siła polega, przy grze o większą stawkę, LBJ wzbija się na wyższy poziom, wręcz niedościgniony dla reszty ligi. W tych finałach nie miał wcale dobrych matchupów, a i tak zrobił swoje. To go znacznie wyróżnia właśnie na tle tych wszystkich wymiataczy z RS i dlatego nie prędko mu ktoś podskoczy, mimo że już prawie 36 lat na karku. LeBron jest wciąż bardzo szybki, bardzo atletyczny i kondycyjnie dalej wytrzymuje tempo - jak dla mnie te 3 dodatkowe lata jego "prime" są całkiem realne, o ile się nie połamie. Czwarty tytuł z trzema różnymi zespołami to niesamowity achievement, ale ja nie przekreślałbym jego szans na tytuł nr 5 i 6 w najbliższych latach, a wtedy wiecie kogo w końcu zrzuci z tronu...
Playoffs:
27.6/10.8/8.8
64.7 TS, 61.8 eFG
Finals:
29.8/11.8/8.5
67.1% TS, 65.7 eFG
Gratulacje dla Lakers, no i wielkie gratulacje dla Miami, bo w końcu największy opór postawili Lakers w tych Playoffach. Chyba rzeczywiście byli drugą najlepszą drużyną w tym sezonie, może nie na papierze, ale na wschodzie rozjechali wszystkich. To było takie trochę Toronto z zeszłego sezonu, no i kto by pomyślał, że Butler jest takim liderem z najwyższej półki. W finałach Jimmy rozgrywał zawody na poziomie all-time high, dwa mecze wygrane przez Heat miał po prostu monstrualne. Mimo takich "korona" okoliczności, ten sezon był całkiem udany, warto było zrywać te noce